
To jest likwidacja
- Rozpoczęła się akcja reorganizacji oświaty w gminie iwanowickiej...
- Powstał pewien bałagan pojęciowy. Stosuje się mowę potoczną, która wprowadza ludzi w błąd. Używa się określeń jak przekształcenie czy reorganizacja. Natomiast mało wspomina się, że prawie wszystkie rozwiązania muszą być poprzedzone likwidacją szkół - to słowo, którego wszyscy się boją, bo kojarzy się negatywnie, ale trzeba to nazwać po imieniu. Tylko w przypadku szkół, liczących mniej niż 70 uczniów, samorząd może bez procesu likwidacji, przekazać je podmiotowi niesamorządowemu.
- Czy na podstawie siedmioletniego doświadczenia, oddanie szkół w prywatne ręce, uważa Pan to dobrą formę?
- Przed dylematem utworzenia prywatnej szkoły stanęliśmy osiem lat temu. Spodziewaliśmy, że gmina będzie chciała zlikwidować dwie szkoły, w Poskwitowie i w Naramie. Później była decyzja o likwidacji SP w Damicach. Obie te placówki funkcjonują w podobnym systemie jak poskwitowska. Udało nam się na rok odsunąć tę decyzję i to był czas na przygotowanie się do podjęcia decyzji w jakim kierunku mamy iść. Próbowaliśmy zakładać stowarzyszenie, myśleliśmy o fundacji, przymierzaliśmy się do samodzielnego jej prowadzenia, były spory, dyskusje, różne pomysły i propozycje. Ten rok pozwolił nam wszystkim dojrzeć, tak rodzicom jak i nauczycielom.
- Uważa Pan, że dyskusja o systemie oświaty i plan wójta przekazania w prywatne ręce kolejnych czterech szkół, w Celinach, Grzegorzowicach, Sieciechowicach, Widomej, powinna potrwać do przyszłego roku?
- Zdecydowanie się za tym opowiadam. O zamiarze likwidacji szkół, powinno się dyskutować znacznie dłużej, a nie czekać do tzw. sezonu likwidacyjnego w styczniu i lutym. Wszyscy - rodzice, nauczyciele i całe środowiska, muszą mieć czas na dyskusję. Wprowadzanie planów w ostatniej chwili wywołuje ogromny niepokój i emocje. Poza tym, to czas na przemyślenia, na kalkulację czy publiczna szkoła prowadzona przez osobę fizyczną finansowo ją udźwignie.
- Czy nauczyciele pozbawieni Karty Nauczyciela mogą obawiać się niższych zarobków?
- Podam przykład z naszych placówek: nauczyciel dyplomowany-wychowawca miesięcznie ma brutto 3,5 tys. zł pensji zasadniczej, a jeśli ma wiele osiągnięć, to dostaje więcej. Do tego dochodzi 150 zł dodatku za wychowawstwo i tyle samo za prowadzenie stałych kół czy klubów szkolnych, lub wdrażanie projektu. Dostać też może miesięcznie od 500 do 1 tys. zł uznaniowej nagrody za szczególne działania. W przypadku pozostałych nauczycieli - kontraktowych i mianowanych - u nas zarabiają oni o kilkaset złotych więcej, niż w gminnych szkołach. Nie ma więc mowy o wyzyskiwaniu nauczycieli przez "prywaciarzy“. Co ważne: rotacja jest bardzo mała i raczej chcą u nas pracować, niż odchodzić. Gdy jedna z nauczycielek poszła na urlop macierzyński, to na jej miejsce mieliśmy prawie 40 wniosków o zastępstwo.
- W szkołach gminnych nauczyciele mają 18-godzinne pensum. Czy w prowadzonej przez Pana muszą pracować 40 godzin tygodniowo?
- To byłoby nienormalnie, gdyby nauczyciel uczył po 8 godzin dziennie. W naszych placówkach w umowach mają zawarte 30 godzin, w tym 24 zajęć dydaktycznych, a pozostałe mogą wykorzystywać wedle własnej woli i sumienia m.in. na swój rozwój, przygotowanie się do zajęć, własną twórczość pedagogiczną.
- Czy decyzja o likwidacja przyniosła zatem korzyść?
- Zawsze byłem przeciwnikiem likwidacji szkół i 11 lat temu bardzo aktywnie zaangażowałem się w obronę likwidowanych wówczas placówek. Niestety, nieskutecznie, bo dwie z nich - w Maszkowie i Sułkowicach - zniknęły z mapy szkół w naszej gminie. Dzisiaj mam inne zdanie, chociaż początkowa droga była bardzo trudna. Liczby mówią za siebie: obecnie w obu szkołach i oddziale przedszkolnym mamy 145 uczniów, a 16 musieliśmy odmówić przyjęcia. Już stajemy przed problemem zapisów sześciolatków. Jest miejsce dla 20, a z naszego rozeznania zainteresowanych rodziców jest dwukrotnie więcej. Na początku zatrudnialiśmy dziewięciu nauczycieli. Teraz na 16 etatach jest ich 23. Okazało się, że konkurencja również na rynku edukacyjnym jest potrzebna.
- Czy na utrzymanie wystarczy dotacja, jaką szkoła otrzymuje z gminy?
- Wystarczy. Pragnę podkreślić, że szkoła - o statusie szkoły publicznej - prowadzona przez prywatną osobę fizyczną, jest ogólnie dostępną placówką i nie jest nastawiona na zysk, a uczniowie - tak jak w szkołach prowadzonych przez gminę - uczą się bezpłatnie. Tak zarządzamy pieniędzmi, żeby wszyscy byli zadowoleni - nauczyciele, rodzice, a przede wszystkim uczniowie. Nastawieni jesteśmy na prowadzenie nowoczesnej placówki z wysokim poziomem nauczania, dobrymi programami i pomocami dydaktycznymi.
- Czy gmina gwarantuje dzieciom dowóz do szkoły?
- Nie zapewnia. Uczniów z odleglejszym miejsc dowożą rodzice.
Rozmawiała: Ewa Tyrpa
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
31.01.2012