{slimbox
images/stories/mistrzynie.jpg,
images/stories/mistrzynie1.jpg,
Mistrzynie}Mistrzyni Świata w wioślarstwie Magdalena Fularczyk gościła w Krakowie pod Wawelem, podczas regat „Wawelskie wiosła”. Udało się ją namówić na rozmowę specjalnie dla naszego pisma „Teraz Szkoła”.

Witamy w Krakowie. Jak czujesz się tu pod Wawelem?

Kraków robi zawsze na mnie ogromne wrażenie. Nigdy nie miałam czasu na spokojne wędrówki, zwiedzanie miasta. Bo to już tak jest. Ktoś może zazdrościć, że bywamy w różnych ciekawych miejscach na świecie. A my znamy tam tak naprawdę przystanie, hangary i tory wioślarskie. Byłam już w Krakowie jako zawodniczka, ale dzisiaj jako gość zaproszony na te wasze wspaniałe regaty, przeżywam inny rodzaj stresu. I nie wiem co jest trudniejsze. Pokonać 2000 metrów na skiffie w torze regatowym, czy w dwójce podwójnej zdobyć Mistrzostwo Świata, czy siedzieć za stołem prezydialnym, spotykać się jako gość oficjalny i odpowiadać na pytania.

No cóż mistrzostwo zobowiązuje! A jak się jest mistrzynią?

Teraz to normalnie. Ale uczucia po przejechaniu mety na pierwszym miejscu nie da się opisać. Wiesz sam, jak jest ciężko w torze, jak czasem wydaje się, że „już więcej nie mam siły”, ale ta siła się znajduje, jeszcze kilka mocnych pociągnięć i jest! Radość, uczucie szczęścia, i kompletny odjazd. Potem chwila na uspokojenie, przejazd przed bijącą brawa publicznością. Gdzieś tam z brzegu machają, jakieś twarze – na pewno znajomych . I potem to następne niesamowite uczucie. Hymn Polski i flaga na maszt! Wtedy tak naprawdę dociera fakt, że jest się mistrzynią.

A za dwa dni, na kolejnych treningach, już nie ma mistrzyni, tylko wioślarka, która musi jeszcze wiele poprawić, podnieść swoją kondycję, zdrowie i technikę.

Normalny dzień – rozruch rano, przed śniadaniem około godzinny bieg, ćwiczenia, kiedy często burczy w brzuchu, potem trening tak do dwóch godzinek na ergometrze, albo siłowni, albo na wodzie,
a potem drugi trening albo na wodzie, albo siłowni, albo ergometrze około dwóch godzinek, a wieczorem jeszcze dobrze czasem przed snem coś poćwiczyć.

No w międzyczasie jest jeszcze chwila na zjedzenie, odpoczynek po treningu...

Nie wykrzyknę zdziwiony, a gdzie czas na lekturę, spotkania ze znajomymi, naukę?

No właśnie. Kto trenował to wie. Czas się znajduje, ale studia indywidualnym tokiem trwają dłużej, na czytanie przed snem czy podczas odpoczynku znajdzie się chwilka. Oczywiście czasami są tylko dwa treningi, przerwa lub odpoczynek. Wtedy jest czas na pobycie z chłopakiem, krótki wyjazd na wakacje, odrobienie zaległości na uczelni. Właśnie teraz mamy taki urlop. (...)

Oczywiście zapraszam! Ale teraz jeszcze proszę o przepis na zostanie mistrzynią.

No już było o codziennym dniu. Jeszcze mogę dodać, że to nie przychodzi tak w mgnieniu oka. Moja przygoda z wioślarstwem trwa, no może nie od kołyski, ale od szkoły podstawowej. Potem była Szkoła Mistrzostwa Sportowego w Wałczu. Wtedy moją mocną przeciwniczką była Twoja siostra Magdalena Włodek koleżanka ze szkoły. Też zdobyła jak ja Mistrzostwo Polski w 2002. Mnie udało się jeszcze pojechać na Mistrzostwa Świata juniorów, gdzie byłam druga. Potem była ciężka praca, różne chwile niepewności. No i przymiarki kadrowe. Tu trzeba mieć ogromną wytrzymałość psychiczną. Bo nie zawsze się udaje wejść do osady, wygrać na skiffie. Ale to już ogromna zasługa trenerów. I mnie się udało. Mogę dziękować moim trenerom : Krzysztofowi Zielińskiemu, który namówił mnie do wiosłowania, Jackowi Błochowi, który w Wałczu dawał wycisk , no i teraz Marcinowi Witkowskiemu, który ma „dobrego nosa” i intuicję. On postawił na duet Michalska - Fularczyk i się udało.

Nie czułaś się „gorsza” od Julii, która już przecież miała spore osiągnięcia na skiffie?

Kiedy leje się pot równo na treningu, nie ma możliwości czuć się gorszym. Zresztą świadomość, że nie walczymy na skiffach, tylko płyniemy wspólnie po zwycięstwo jest bardzo ważna. A praca nad tym, by być dobra w tym co robię, by wykonywać założone zadania dobrze, też nie wywołuje poczucia „bycia gorszym”. Obie z Julią zdajemy sobie sprawę, że to Mistrzostwo – to nasze wspólne dzieło
(i wszystkich, którzy nam w tym pomagali). Zresztą podziwiamy chłopaków z czwórki – ich jest czterech i nie mają żadnych problemów, który gorszy czy lepszy. Bo przecież wszyscy są wspaniali!!!

Teraz także przyszła pora na wyróżnienia medialne?

To dobrze, że wioślarstwo nareszcie także kobiet, zostaje zauważone. Nie powiem, że nie cieszę się, że to także z naszego powodu Polskie Stowarzyszenie Sportu Kobiet (PSSK) przyznało doroczne nagrody „Za największe osiągnięcia i emocje sportowe 2009.” W gronie wybitnych polskich sportsmenek jako mistrzynie świata w dwójce podwójnej zostałyśmy uznane za najlepszą kobiecą drużynę. No i bardzo cieszy nominacja do najlepszych w Plebiscycie „Przeglądu Sportowego”. Ale dotarcie do pierwszej dziesiątki będzie trudne.

Jednak to wszystko co się dzieje przy okazji to także ważne dla polskiego wioślarstwa. Dużo zrobiła męska czwórka, teraz jeszcze widać, że kobiety też potrafią!

No, ale najważniejsza droga do Londynu...

Miejmy nadzieję, że będzie na niej więcej róż niż kolców. Niedługo kończy się urlop, zaczynają treningi. Do świąt Bożego Narodzenia jesteśmy w kraju, potem zgrupowania we Francji, starty. Jeszcze nie wiadomo czy wystartujemy na Mistrzostwach Świata w Nowej Zelandii. Z tego co wiem, przygotowujemy się przede wszystkim do Olimpiady. A Nowa Zelandia daleko, drogo, a tu kryzys i jeszcze to nasz wioślarstwo – dyscyplina niszowa...

Ale na każdym torze, podczas każdego startu, będziemy się starać (bo na razie nie słyszę o zmianach w osadzie), by wypaść jak najlepiej. Oczywiście Londyn i Igrzyska Olimpijskie to kolejny cel, do którego będziemy zmierzać.

Zatem – połamania wioseł!

Nie dziękuję.

Ja serdecznie dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Janusz Włodek